Nie chcę być nie wdzięczna losowi.
Ale za co mam dziękować ?
Za same przeszkody, które z trudem mijam na każdym kroku ?
Raczej nie.
Czekam na uśmiech losu, na chociaż jeden promyczek, który rozświetli mrok moich własnych wspomnień i czarnej przyszłości.
Ale on się nie pojawia.
Czasami tylko widzę jego przebłyski, i, kiedy jestem prawie pewna, że już się pojawił, on znika zostawiając we mnie jeszcze większa pustkę niż wcześniej.
Wszystko się komplikuje, nic nie idzie po mojej myśli.
Tyle marzeń, tyle planów, które skończyły się fiaskiem.
Tyle razy myślałam, że gorzej być nie mogło.
Ale było.
To daje mi wyobrażenie, że o cokolwiek bym w duszy nie poprosiła, stanie się odwrotnie.
Chciałabym żyć chwilą, nie zaglądać w przeszłość i nie przejmować się przyszłością.
Ale nie potrafię.
Cały czas zastanawiam się nad przyszłością i wracam do niemiłych wspomnień, nawet kiedy nie chcę.
Jestem niepoprawną marzycielką.
Ale nie optymistką.
Nie jestem również pesymistką, choć czasami mam chwilę zwątpienia w siebie i cały świat.
Najbardziej zaliczam się do grupy realistów.
Myślę racjonalnie, wybiegam w przyszłość, myśląc o jak najlepszym scenariuszu dla siebie.
Chcę dostać szansę od życia, ale widocznie jestem zbyt nieśmiała, żeby poprosić.
Przykro mi, że nie jestem wysoką blondynką o niebieskich oczach, wielkim biuście i zabójczej talii osy.
Jestem szarą myszką, o włosach, które mają niezidentyfikowany kolor, wahający się pomiędzy ciemnym blondem a jasnym brązem. Mam orzechowe oczy - bardzo pospolity kolor, jedyne 161 centymetrów wzrostu i "talię" klepsydry.
Zbyt pospolita, by mieć szczęśliwe życie?
Nie wiem, ale jeśli tak, to jest to niesprawiedliwe.
Czuję, że stąpam po granicy pomiędzy smutkiem a nieszczęściem.
Obojętnie na którą stronę się przechylę, spotka mnie coś złego.
Przytłacza mnie ogrom rzeczy, które muszę zrobić.
A na wszystko tak mało czasu.
Sama nie wiem, w co mam włożyć ręce.
Czegokolwiek bym nie zrobiła, wyjdzie źle. A jak wyjdzie dobrze, to przy okazji coś zepsuję.
Nowoczesny świat nie znosi ludzi takich jak ja.
Gdyby nie mój młody wiek, zostałabym stłamszona przez rzeczywistość, choć już się to dzieje.
Sama nie umiem sobie z tym poradzić, ale o pomoc też nie mam kogo prosić.
Nikt mnie nie zrozumie.
Czuję się tak, jakbym nieświadomie weszła na jezioro pokryte kruchym lodem.
Cienka lodowa pokrywa pęka za każdym moim krokiem, ale nie ma już odwrotu, bo jestem na samym środku jeziora.
Jeśli pójdę dalej, lód pęknie.
Jeżeli się wrócę, lód również może pęknąć.
Stoję więc na samym środku, rozmyślając, która opcja jest lepsza.
Jeżeli szybko nie podejmę decyzji, lód pęknie pod moimi stopami, a ja wlecę w zimną toń.
Poczuję też, jakby coś ściągało mnie w dół.
Jakby ciężar moich smutków zalegał w moim sercu, powodując szybkie zejście na samo dno.
Czego bym nie zrobiła zagłębie się w poczuciu niedowartościowania, bezbrzeżnym smutku i łzach.
Ale próbuję.
Wykorzystuję wszystkie siły, by wybić się od dna.
Tak trzeba.
Mam nadzieję, że warto. Że nie spotka mnie zawód.
Czekam wciąż na promyk szczęścia, który wbiję się w moje serce i da siłę do życia.
Czekam na zrozumienie.
Na wsparcie.
Mam nadzieję, że się nie zawiodę...
***
" My shadow's the only one that walks beside me
My shallow heart's the only thing that's beating
Sometimes I wish someone out there will find me
Till then I walk alone "
- Green Day, 'Boulevard Of Broken Dreams'